Słowa prosto z lasu,  Zdjęcia

Wydałam książkę

                                                     

Drodzy Czytelnicy Prosto. Z Lasu. Wydałam książkę. Sama do dziś jeszcze w wielkim zdziwieniu tkwię, że wydałam. Nigdy nie zapomnę dnia kiedy jeden z Czytelników bloga Zbyszek Pawłowski jako pierwszy, zapytał mnie publicznie : „Ewo, kiedy książka”. Poczułam się wówczas jak by ktoś zadał mi pytanie: „Ewo, kiedy zamierzasz startować na prezydenta Stanów Zjednoczonych”. Potem inni pytali : Aneta Kędziora, Paulina Dawidowicz, Kasia Juszczyk, Magda Łuszczyńska. I oto jest. Książka pod tytułem: „A wiosną pójdziemy nad rzekę”. Potrzebowałam czasu, by odpowiedzieć sobie na pytanie, co ja mogłabym dobrego światu i drugiemu człowiekowi podarować. I przyszło do mnie słowo pisane i słowo mówione. A ja przecież nigdy nie marzyłam o pisaniu. To pisanie przyszło do mnie znienacka. Mówią ludzie, że dobrze mi idzie i sama czuję, że nie są to słowa rozumem wymyślone. Tylko z serca właśnie.
Dlatego puszczam w świat, choćby ten lokalny moją książkę z wielkim życzeniem, by każdy kto zechce ją do siebie przytulić, wziął z niej wszystko co najlepsze. By czytając ją kąpał się w najwyższych wibracjach i niósł to dobro dalej. Drugiemu człowiekowi najlepsze podarował.
Nie będę pisała jaka ta książka jest, reklamować też zamiaru nie mam, nie obiecam też że życie komuś zmieni. Bo każdy sam musi życie swe przemieniać jeśli tylko zechce. Nie napiszę o tej książce nic, bo kto zechce sam słowa ze środka wyczyta. Albo może powie: ” A w dupie mam to jej pisanie”. A jeśli ktoś uzna, że w gust jego nie trafiłam to zawsze spalić może. Papier ekologiczny dobrze się palić będzie. Chociaż szkoda by było, by Matejko z dymem poszedł. Tyle się chłop pod sklepem nastał, tyle wina wiśniowego wypić musiał, by w płomieniach zginąć? Szkoda by było? Albo Zbyszek? Pół życia po świecie się tłukł, by teraz w ogniu skończyć?
O książce pisać nie będę, ale chcę Wam opowiedzieć o Ludziach, dzięki którym ta lektura dziś na moim drewnianym stole w kuchni leży. Nie byłoby jej gdyby nie wieś, w której przyszło mi swój obecny los wieść. Gdyby nie ci Ludzie, te pola i lasy. Gdyby nie to łażenie moje po szosach dzień w dzień. I lokalni Mieszkańcy, którzy przyjęli nas jak swoich i nie powiedzieli: ” A spierdalać, będą nam się tu jacyś obcy po wsi panoszyć” Tak nie powiedzieli.
Zyskaliśmy tu przyjaciół: Krysię, z którą razem się śmiejemy, płaczemy i gadamy przy drewnianym stole. Ona wszystko czego potrzebuję załatwia mi w 10 minut. Henryka, który na znak akceptacji nas jako nowych mieszkańców wsi podarował mi cztery cukierki-„krówki” i Adama, który opowiada mi co u niego. Łukasza i Basię na których pomoc zawsze możemy liczyć. Stasia, który jak tylko hydraulika szwankuje zawsze pomocny i od Małgosi zawsze można dostać mądre słowo i przepyszne kartofle lub czosnek.
Czasem ludzie pytają mnie: ” a co zrobisz jak cię zimą w tej wsi zasypie?” A no uśmiechnę się do Ryśka strażaka, choć to tak uczynny człowiek, że i bez uśmiechu odśnieży traktorem pół wsi.
Poznaliśmy Kasię z sąsiedniej wsi, przez którą z pewnością nigdy nie będę abstynentem. Takie nalewki robi, że głowa mała. I przynosi nam w butelkach od czasu do czasu. To właśnie z ich powodu grozimy sobie śmiercią wraz z Małżonkiem, krzycząc: „jak spróbujesz nalewki beze mnie to Cię zabiję”.
Marka co za rzeką mieszka i od czasu do czasu wpada na miłe pogawędki. A także Agnieszkę i Tomasza, wybitnych znawców literatury, w tym Wiesława Myśliwskiego. A ja Pana Myśliwskiego kocham miłością bezgraniczną. Chociaż On o tym nic nie wie. Weronikę i Wojtka, którzy kupowali ode mnie pierogi wegetariańskie, kiedy zrezygnowałam z biura i nie wiedziałam co dalej.
Przyznać muszę, że nie mogłam sobie wymarzyć lepszego życia. Życia w lesie, życia wśród pieknych ludzi, życia najlepszego w uszanowaniu samej siebie.
I mam wielu Ludzi, którym chcę się wywdzięczyć za tę książkę ( wszystko jest na jej stronach zawarte), ale przede wszystkim jestem wdzięczna sobie. Za to, że rozumu słuchać przestałam i odważyłam sie posłuchać co tam serce do mnie szeptało. Że odważyłam się powiedzieć sobie i Innym: patrzcie ludzie, taka jestem. A to prawie tak, jakby człowiek goluteńki na stadionie Narodowym stanął.
Z tej okazji zorganizowałam spotkanie „Wdzięczności i Odwagi”, które było przeniesieniem się do innego wymiaru. Wymiaru miłości, wzajemnej życzliwości z udziałem Ludzi o najpiękniejszych sercach. Nic nie napiszę o tym spotkaniu, bo chyba nie umiem. Z resztą, co ja się wtrącać będę w odczucia innych. Zapraszam do obejrzenia relacji fotograficznej Michała Jałochy oraz Jarka Mizery, którym kłaniam się za Ich talent i pomoc.
Kłaniam się również mieszkańcom mojej wsi, którzy pomogli mi przy organizacji: Ania i Rysiek użyczyli prąd, Łukasz zorganizował ławki, Weronika zrobiła najpyszniejszą lemoniadę na świecie oraz przyniosła mnóstwo smakołyków, Agnieszka hummus taki, że mucha nie siada, Beata nuggetsy, druga Agnieszka rogaliki z dżemem, moja Mama mnóstwo dobrego jedzenia i ogórki kiszone, Tata smalec wieprzowy dla Gości, chociaż ja wege, mój Małżonek najpiękniej jak umiał poprowadził tę uroczystość i był głównym organizatorem. Martyna, która jest nieoceniona i była wykonawcą działań wszelkich. Dziewczynom – muzyczkom: Anicie Plich-Jończyk oraz Paulinie Toma za Ich talent oraz utwór z filmu „Noce i dnie” (gdy go usłyszałam płakałam w starej oborze, w której miałam garderobę przed występami scenicznymi). Wszystkim Gościom, którzy zaszczycili mnie swoją obecnością, przynieśli cudowne kwiaty i niespodzianki (czułam się jak bym brała ponownie ślub). I mojej Siostrze Katarzynie, która z innego Wymiaru przyszła do nas w kroplach deszczu, by powiedzieć mi jak bardzo mnie kocha.
Bardzo Wam wszystkim jestem wdzięczna życząc jednocześnie, by książka „A wiosną pójdziemy nad rzekę” odkrywała w Was to co najlepsze i wznosiła Was na najwyższe wibracje.

Jeśli ktoś zechce przynieść mi szczęście i sobie samemu może nabyć ją u mnie, zamawiając za pośrednictwem messengera, smsa lub u osób mi bliskich.
Ewa Tarnowska-Ciotucha 513-901-779
Marylka Tarnowska- 605-136-397
Łukasz Ciotucha- 517-800-601