Goście lasu

Uwiecznianie

Zabrałam ich wtedy do sadu, gdy na syna czekali. I w tym sadzie tak to ich czekanie uwiecznić chciałam. Chciałam, by pięknie było, by w przyrodzie światu się zaprezentowali. Ciut w strachu wówczas Oni, że póz do fotografii przybierać nie potrafią. A ja uwielbiam tych, co niby nie potrafią. Bo w spojrzeniu przyszłej matki jest jakaś magia, co to słowami trudno wytłumaczyć. Ojciec taki mocny wówczas się staje, jak ten dąb, co nieugięty i korzeniami do ziemi przytwierdzony. Dumny, że syna za chwilę na świecie przywita. Póz przybierać nie trzeba. Wystarczy, że matka na dziecko swoje, co jeszcze przed światem ukryte, spojrzy i świat jakby inny się staje. Ojciec przytuli, dobre słowo powie. To jest ważne w tym chwil zatrzymywaniu.

Potem zaprosiłam Ich do lasu, by powietrza zielonego nabrali, od drzew leśnej energii zaczerpnęli i zabrali do domu samo dobre. Ciepło wtedy było i liści paproci tyle, że w żadnym roku chyba tyle tych paproci nie widziałam. W tym szczęściu oboje tak mocno zatopieni myśleli, że już szczęśliwiej nie można. I wtedy pojawił się On. Maleńki taki a światem ich zawładnął jak król jaki lub władca wszechświata największy. Przyjechał do Lasu, jak zima nastała i święta się zbliżały. Bym mogła uwiecznić, jak rośnie, jaki fajny i jak śmiać się potrafi głośno, że aż zagrożenie czkawki wystąpić może. Swoją drogą, zastanawiam się skąd takie piękne dzieci się biorą? Może nagrodą za dobre życie swoich rodziców są? Dzielnie w drewnianym wiadrze siedział jak na tronie ten władca właśnie, w czapie co za duża z lekka i śmiał się choć zęby w trakcie wyrastania. To nie lada wyzwanie ponoć takie zębów rośnięcie. Niech Im On rośnie zdrowy, radosny i niech zasila świat w tych szczęśliwych, bo takich jak najwięcej trzeba.