Goście lasu

Takie wywoływanie

Miewam takie kadry, które siedzą gdzieś głęboko i czekają na wywołanie. I spieszyć się tutaj nie ma co, czasu popędzać. Bo te kadry często z drugim człowiekiem związane są. Nigdy te spotkania z przypadku nie przychodzą. Zdarzają się właśnie wtedy, kiedy zdarzyć się potrzebują. Z Nią widzę się co rusz. Przyjeżdża do Lasu i jemy kanapki z dżemem śliwkowym własnej roboty. Albo szarlotkę przywozi. Od mamy. Takiej szarlotki jak Aldona, to chyba nikt nie piecze. A Aldona mówi, że zwykła. Że to tylko mąka, masło, jajka i trochę śmietany. W to, że zwykła akurat nie uwierzę.
Zabieram Ją czasem nad rzekę i Ona jej piękno dostrzec potrafi. Choć rzeka jesienią szara, gołymi gałęziami otulona. Bez słońca taka. Płynie, bo takie jej przeznaczenie, ale uśpiona, mało co się odzywa. Inny mógłby mi powiedzieć, że już we łbie mi się poprzestawiało od tego świeżego powietrza, że po kretowiskach deptać ma, by zobaczyć jak rzeka płynie. No płynie i po co takie wielkie halo z tego robić. Co tam taka wiejska rzeka. Ooo Missisipi zobaczyć, to by było coś… A przecież Missisipi też płynie, tak samo jak ta wiejska rzeka. Zamiast czekać na podróż do Stanów Zjednoczonych, by długachną rzekę podziwiać, warto zobaczyć piękno, tej nieco krótszej, co rzut beretem od ciebie. Taniej wyjdzie.
Po zimowym błocie też ze mną pójdzie, żeby zobaczyć co w starej stodole się mieści. Nie patrzy czy buty ubrudzi czy głowę w pajęczynie zaplącze. Nigdy mi nie powiedziała: „gdzieś ty mnie tu przywlokła. Takie atrakcje to ty sobie w buty wsadź, żeby nie powiedzieć w dupę”. Nigdy tak mi nie powiedziała. Bo ciekawa świata. Tego wielkiego i tego co lokalnie się przedstawia.
Stuletni dom odwiedzić ze mną jedzie, w obawie może, czy ktoś przepędzi nas stamtąd czy nie. Że po cudzym terenie się panoszymy. Jak na zdjęciach postanawiamy się uwieczniać, to zimno Jej nie straszne. Nawet przy temperaturze minus pięć, kieckę z rozcięciem do samego nieba włoży i mówi: „chcesz uwieczniać? Uwieczniaj. Damy radę”.
Jak każdemu z nas po kamieniach dane Jej było iść. Ale szła. Buty mocniej zawiązała i szła. Nie raz na swojej drodze w wielkiej odwadze dane Jej było stanąć, rozejrzeć się dookoła, którędy dalej, jaki kierunek obrać? I pewnie nie wiedziała. Bo mało to Ludzi na świecie, co nie wiedzą? Na tym może właśnie cała ta ziemska zabawa polegać ma, że mamy czasem nie wiedzieć. Inaczej miejsca na doświadczanie, by nie było. A doświadczanie potrzebne, bo do najlepszego zaprowadzić może. Człowiek często niewygody się boi, bólu się lęka, uciec przed ciemnym chce, najdalej biec, by tylko czarnego nie widzieć. I pół życia tak ze strachu można gnać, albo nawet i całe.
A gdyby tak stanąć. Na dwóch nogach wyprostowanym trwać. W oczy lękowi spokojnie spojrzeć i powiedzieć mu łagodnie: „Witaj kochany. Dziękuję, żeś przyszedł. Bo tylko ty tak wyraźnie powiedzieć mi mogłeś, ile mocy we mnie, ile siły, łagodności i piękna zarazem. Przytulam cię serdecznie i żegnam. Idź dalej, swoją powinność spełniłeś”.
Może właśnie po to Ludziom spotykać się jest dane. By wydobywać z siebie co jeszcze nie odkryte. Jeden pokaże co jeszcze do dostrzeżenia w sobie masz, żeby lepiej ci na Ziemi było a inny, tylko najładniejsze. I Ona mi tak właśnie przypomniała, że piękno na powierzchnię z człowieka wychodzi, gdy strachu się zanadto nie przestraszy. Bo może nie boimy się życia, tylko czucia strachu najbardziej. Tak mi swoim jestestwem oznajmiła, bez słów tak mi oznajmiła. Zapewne nic Jej o tym nie wiadomo, że takie treści ze mnie niechcący wydobyła.
No i wypiękniała. Koloru włosów nie zmieniła, rysów twarzy też nie poprawiała chirurgicznie, schudnąć nie schudła, bo od zawsze szczupła. Ale wypiękniała. Stała zziębnięta na tle drewnianych drzwi stuletniego domu i widziałam, że oczy inne ma. Te same przecież a inne. O czym sobie myślała pytać nie będę. Taki , co bardziej bezpośredni w wymowie, od razu, by rzucił: „Aaa, bo pewnie jaki kawaler jej się trafił, to oko jej błyszczy”.
Przeświadczenie moje takie i zgadzać się z nim nie trzeba, że żaden kawaler błysku kobiecie nie podaruje. Jedynie co może, to wydobyć. Choćby najlepszy z najlepszych był i nawet na fagocie od czasu do czasu grywał. Bo taki uzdolniony muzycznie. Jeśli w środku błysku brak, to co wydobędzie? No nic nie wydobędzie. Ale wydobyć błysk to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie można drugiemu podarować. Nie błyskawice, nie głośne fajerwerki, żeby całe osiedle na ten przykład w Pabianicach słyszało ale delikatny błysk. Spotkać kogoś który powie: „chcę byś błyszczała, własnym światłem świeciła” można tylko wtedy, gdy przytuli się strach i zaufa kierunkowi drogi, którą dane mu jest iść.
Takie mi Ona drobne myśli wydobyła. Niby zwykłe zdjęcia a ile można wydobyć. Nie wie o tym i wiedzieć nie musi. Dobrze jest się z innym spotkać na takie zdjęć i myśli wywoływanie.