Słowa prosto z lasu

Stodoła

Na skraju wsi stoi stodoła. Ledwo co na ziemi się trzyma. Podmuch silniejszy wiatru i nie wiadomo czy na ostatnich deskach dałaby radę w całości ustać. Odkąd w lesie mój dom się mieści, odkąd mój los z wsią związany, ona polami otoczona spokojnie sobie stoi. Można by rzec, tak niespiesznie trwa. Choć staruszka już i drewno przez czas powoli trawione. Codziennie ją mijam i ona tak każdego dnia, każdego wieczora ciszą otulona. Nie znam widoku tych pól i lasów bez tej stodoły, co w tło nieskończonej przyrody jest wpisana. Spokojna taka jak stary człowiek, co życie swoje już przeżył i ze spokojem w sercu na śmierć cierpliwie oczekuje. I trochę mi żal, że już życia w tej stodole tyle co nic. A przecież kiedyś żyć musiała. Kto wie, ile te dziurawe, próchniejące deski tajemnic ludzkiego losu skrywają. Ile słów wypowiedzianych i tych co postanowiły w milczeniu  się zatrzymać, tam pozostało. Ile ludzkich spracowanych rąk, by na chleb zarobić, się tam przewinęło. Niejeden raz pewnie i łez całe wiadra w stodole się lały, kiedy chłop usiadł na ziemi, o deski obolałe plecy oparł, twarz w twardych od trudu dłoniach schował… i zapłakał, gdy nikt nie widział, bo susza całe pola zbóż zabrała. A tyle dobra z tych plonów miało być. Tyle chleba miało być. Radości też tam pewnie było co niemiara. Może przy rozrzucaniu słomy, co dla zwierząt szykowana, baby melodyjne pieśni śpiewały, co by czas ciężkiej pracy sobie umilić. Zapomnieć, że te widły ciężkie, choć w rękach wiejskich kobiet od lat uleżane. Głosy kobiety piękne miały i te pieśni to tak prosto z serca się wyrywały.

Może w takiej stodole kawaler niejedną pannę zbałamucił. Pod osłoną nocy, potajemnie, schadzkę w stodole urządził. Czułe słówka do ucha wybrance mówił, a ona rozanielona taka, uwierzyć nie mogła, że ten Stasiek  z sąsiedniej wsi, taki jak z marzenia jej się trafił i przemawia do niej jak poeta jaki. Naobiecywał dziewczynie pierścionków, korali, że ona przy nim jak królowa jaka żyć będzie. I mówił jeszcze: nie będziesz robiła. Ja wszystko. Potem już pojąć nie mogła, że tego lata takie szczęście na nią spadło, by na jesieni przy wykopkach cała we łzach już była. Bo Stasiek do stodoły już inną sprowadził. Takie to historie tam mogą się kryć. A może inne zupełnie, co nawet ludzka wyobraźnia nie umie stworzyć.

W stodole kosze wiklinowe na kartofle, wysłużone już, dziurawe, bo swoje tych kartofli się nanosiły. Rozrzucone niedbale, jakby ktoś zaraz miał po nie przyjść do pracy gotowy. Z boku łopata  do wkładania chleba do pieca, o ścianę oparta stoi, cała pajęczyną oblepiona i to taką, którą pająk z 40 lat temu opuścił. Koryta dla zwierząt dawno opróżnione, jakby nagle świat się zatrzymał i całe lata w tym zatrzymaniu pozostał.

Wchodząc do stodoły jej piękno aż po oczach bije: choć niejeden powiedziałby, ot, rudera. Jaki potłuczony* nad czymś takim zachwycać się będzie.

Mnie ta stodoła dech zapiera. Jak zachód słońca nastał i złote promienie, ciepłe takie i mięciuteńkie przez dziury w deskach zuchwale właziły to jakby ona ostatnie tchnienie wydawała i ostatkiem sił mówiła: Patrz, Tarnowska, jaki świat piękny, choć czasem brzydki mógłby się wydawać. To co oczami widzisz, to nic innego, jak to co w sercu nosisz. Serce dobre to i świat dobry. Jak zło w człowieku się panoszy, to i na zewnątrz samą brzydotę u ludzi zobaczyć tylko może. Świata brzydotę tylko. A spróbuj zło w dobre zamienić w sobie. To i obraz świata jak z najpiękniejszego dzieła zaraz  ci się ukaże.”

Wsłuchana w te słowa drewnianej królowej, następna myśl zaraz mi napłynęła. Jakby tak człowiek dłużej na tej słomie posiedział, oczy zamknął, twarz w ostatkach promieni zachodzącego słońca ugrzał, to może niejedno by  jeszcze usłyszał, niejeden obraz sprzed dziesiątek lat zobaczył. Ciężką pracę człowieka, jego płacz, śmiech i to jak kromkę chleba w przerwie od pracy gryzie.

I jak to będzie, gdy już tej stodoły nie będzie? Zburzą ją pewnie. Nowy, śliczny domek na jej miejscu postawią. Trawkę może posadzą, może betonem zaleją. A gdzie te wspomnienia ludzkiego życia, ludzkiej pracy mieszkać będą. Bo jak nie w tej stodole to gdzie?

P.S. Z Martyną Brolą po stodole buszowałyśmy i jedna przez drugą w zachwyt wpadała. Że światło, że dechy, że aura niewyjaśniona stodoły, u schyłku jej drewnianego życia. W kapelusze wystrojone, w kiecki modne, może choć na chwilę pozwoliłyśmy stodole poczuć się wyjątkową, piękną taką, pod koniec jej żywota.

Dziękuję Martyna, że razem ze mną dzieliłaś ten zachwyt. No i wlazłaś w słomę, bez większej obawy przed myszami. Potencjalnie mogły tam być, ale zaszczytu nie dostąpiłyśmy.

  • Potłuczony – podsłyszane w mowie potocznej, określenie człowieka co jakby nielogiczny, jakby zmysły postradał.