Słowa prosto z lasu

Piramida Prawdy

W teatrze widziałam sporo. I tym instytucjonalnym, w wielkich miastach, co najlepsi z najlepszych role zbudowali. I w tych, jak to mówią amatorskich, gdzie scena to korytarz szkolny lub maleńki dom kultury w miasteczku nie powiatowym. Różne widziałam. Potężne spektakle, gdzie talent ludzki, aż po ścianach tryska i z głowy temat nie wychodzi tydzień albo i dłużej. Albo też takie, że niby profesjonalne a człowiek już z widowni planował czy jutro ogórkową ugotuje czy raczej pomidorową, bo dawno nie było.
„Piramida Prawdy” wg scenariusza Łukasza Ciotuchy to spektakl, który z serca się wydobył. Z serca Reżysera i serca Młodych Ludzi, co dopiero świata powoli się uczą. I nie myślałam o zupie wcale, ba, nawet bataty w sosie kokosowym do głowy mi nie przyszły, choć takie lubię najbardziej. Zobaczyłam tam Prawdę. Nie tylko piramidę, o której na lekcji historii wykłada się obowiązkowo. Nawet z tej okazji łza z prawego oka mi popłynęła, a ta z lewego już prawie do startu gotowa była. Bo ja do teatru idę, by w fikcji scenicznej się zanurzyć i Prawdy o ludziach się dopatrywać. Co oni mi po odsłonięciu kurtyny powiedzieć chcą.
W tym szkolnym spektaklu, co to absolutnym debiutem był, tyle tej Prawdy znalazłam. Widziałam ją w pasji Młodzieży, co ważne pytania ze sceny zadaje. Widzowi? A może sobie bardziej? W wielkim skupieniu, i staraniu, by ta przeklęta dykcja jak najlepsza była. Ileż to odwagi potrzeba, by taki Młody Człowiek , co na scenie w świetle reflektorów stanął, powiedział publice: ” Patrzcie ludzie, taki jestem i taka myśl we mnie aktualnie tkwi. Tkwi we mnie pewność i niepewności pełen plecak. Wiedza i mnóstwo znaków zapytania o co w tym życiu tak naprawdę się rozchodzi? I czy jak nie wiem to jedynkę dostanę czy mogę życiu zgłosić nieprzygotowanie?”.
Może dla każdego ta odwaga gdzie indziej się mieści? U jednego, że nieśmiały lub dla drugiego, że dziwaczny ciut i słabo w szkolne społeczeństwo się wpisuje. O akceptację woła niczym paproć leśna podczas suszy o deszcz się drze.
Drugi z kolei zlękniony, że mama zobaczy jak na scenie stoję, siebie samego chcąc wyrazić. Czy jej się spodoba? Co wówczas o mnie powie, że duma ją rozpiera czy surowo rzeknie: „do nauki się gówniarzu bierz, a nie w artystyki się pchasz. Z matematyki dwója a ty popisy sobie urządzasz”. Czasem pokazać siebie tym najważniejszym, większej odwagi wymaga niż publiczności najliczniejszej niczym ze stadionu narodowego.
Zobaczyłam też Prawdę Reżysera. Od razu wyjaśnię, że to Małżonek mój osobisty, choć w tym przypadku znaczenia nie ma, że akurat Małżonek. Zobaczyłam człowieka, będącego tak bardzo na swoim miejscu. Tam gdzie właśnie najbardziej powinien być. On wie, że każdy Młody Człowiek najcenniejszą naukę przez doświadczenie pobiera. Przez sukces, że „umiem, że mi wyszło” i piątka z historii, choć jeszcze w poprzednim semestrze dwója taka, że ledwo co. Albo porażkę największą, która w przyszłości i tak sukcesem może się okazać. I On Ich tego uczy. Że ważni są. Dla świata ważni. Choćby pogubieni czasem czy w chaosie własnych myśli splątani, albo w tym młodzieńczym smutku, co przychodzi znienacka.
Uczy Ich, że warto wiedzieć, co nie co o cesarstwie bizantyjskim, jak państwo polskie powstało albo co tam ciekawego w starożytnej Grecji się działo. Słyszałam, że niektórzy złorzeczą, że wymagający, może nawet na potajemnym papierosie za szkołą od ch…( niefajnego człowieka) wyzywają.

Do piątek zdobywania zachęca . Źle to? Mury szkoły kiedyś opuszczą to doświadczyć mogą, że wymagający nauczyciel to pestka przy tym jak życie wymagać potrafi.
I szukać ich codziennie uczy. Wiedzy do referatów o staropolskim parlamencie i wiedzy o sobie samym. Wydobywać co tam w środku młodzieńczego serca siedzi.
Najgorzej tylko, że Małżonka całe dnie w domu nie ma, tak w tę edukacje zatopiony. Trudno. zgodę wyrazić muszę i te pomidory co z pasji posadził samej podlewać jest mi dane.
No, pod wrażeniem jestem, choć ten Ich teatr szkolny dopiero się rodzi. Ile mądrości w twórcach tej placówki się mieści, że pozwalają, warunki do rozwoju stwarzają, ba nawet w skrzydła Młodym Ludziom dmuchają.
Życzę Wam wszystkim, by Wasz teatr tuż po głośnych narodzinach, chodzić szybko się nauczył. By za chwilę latać jak ptak w wielkiej wolności myślenia i nauki samego siebie. Siebie samego poznawania.