Słowa prosto z lasu

Obietnica

Na bieluteńką, lnianą bluzkę spadła mi łza. Czarna. Czarna, bo akurat rzęsy pomalowane tuszem miałam. Plamę zrobiła. Ciekawe czy dopiorę? Taka ciemna, a tak bardzo lśniąca przecież. To chyba jedna z tych jasnych łez jakie mi w życiu z oczu spadły. A przecież spadały różne, jak każdemu z nas spadały.
W tej jednej kropli pływały całe litry jasnego. Była to łza wdzięczności, że dane mi było obietnicy dotrzymać. Sobie samej. Jej. I wszystkim najwyższym częściom mnie. Archaniołom.

Ubiegłej zimy, tej co w 2022 roku zagościła, z całych sił, całej budzącej się we mnie mocy, w sercu i na Prosto. Z Lasu złożyłam obietnicę mojej Siostrze. Katarzynie złożyłam, która w tym czasie przechodziła trudny Proces choroby. Obietnicę, że wiosną pójdziemy nad rzekę. Nie były to słowa dla samego napisania, żeby ładnie było i nieco wzniośle. Wszystko co piszę nigdy na słowie nie poprzestaje.

Poszłyśmy we trzy. Kasia, nasza Siostra duchowa (z innego ojca i z innej matki zrodzona) oraz ja, Ewa. Boso poszłyśmy, bo ziemia tamtej wiosny ciepluteńka, jakby to środek lata nastał. Magicznie było, choć zwyczajnie przecież. Czas tak bardzo nam sprzyjał i zatrzymał się na chwilę, by kilka godzin zamienić w niekończącą się, bezczasową przestrzeń. Swetry takie same włożyłyśmy i w tym pozornym dopasowaniu garderobianym wyglądałyśmy jak nagle wyjęte ze sklepu „wszystko po 4 złote”. Boso, ale w swetrach, no cóż, można i tak.
Brodząc zaledwie do połowy łydki w zimnej jeszcze, majowej wodzie, chwilą żeśmy się cieszyły. Że ciepłe powietrze, że zielono i ta woda tak bardzo nas orzeźwia. Czasem nic więcej nie potrzeba oprócz takiej chwili właśnie. Jak człowiek duszę z klatki wypuścił i szczęście w sobie odnalazł to nawet najmniejsza rzeka, w maluteńkiej wsi cieszy. Nie trzeba do Kolumbii lecieć, by w Cano Cristales brodzić. Choć tam ponoć pięknie i rzeka w pięciu kolorach się mieni. A w naszej, jeden rdzawy kolor dominuje.
Nawet zdjęcia z tego siostrzanego spotkania posiadamy. Małżonek mój fotografował, a On przecież do zdjęć ani oka ani ręki. A zrobił. Najcenniejsze zrobił. Choć niejeden fotograf uśmiałby się z tych dzieł. Że to ISO, przysłony, wszystko źle. Nie tak poustawiane. Dla mnie to jedne z najdoskonalszych zdjęć jakie mam. W tej niedoskonałości właśnie. Przecież zabronić słońcu nie mogłam, by mniej świeciło. Skoro to maj i samo południe. Zabronić słońcu nie mogłam, skoro zechciało nas otulić, byśmy takie świetliste były i uznało, by nas takie światu pokazać.
Kasia, glistnik zbierała, by maście lecznicze dla innych ukręcać. Nieustannie w głowie miała ludzi, komu co i na co przydać się może. Komu ten glistnik niezbędny.
Co rusz, w drodze powrotnej, każdej z nas się wymsknęło, że takie spotkania to częściej trzeba. Zgodnie ustanowiłyśmy maj, miesiącem sióstr. I, że za rok to samo.
Nie raz jeszcze nad tę rzekę pójdziemy. W maju właśnie, bo wtedy najpiękniej i każdy po zimie życia spragniony. Kasia jako złota, najczystsza Energia, nasza siostra duchowa, co traf chciał, że jedno i to samo imię nosimy. I ja, Ewa. Pójdziemy, by życie święcić, ustanawiać święta w środy czy czwartki nawet. Pójdziemy, by czcić radość dnia codziennego i same siebie najwyżej wychwalać. Bo czemu nie? Znów brodząc po wodzie będziemy się śmiać, jeśli rzeka na wejście zgodę wyrazi. Ważkom niebieskim przyjrzymy się uważnie i znów Ewcia, siostra nasza złotą nitka przyszyta, wszystko o nich wiedzieć będzie. Motyla zobaczy i nie powie: ooo motylek leci, tylko od razu rozpozna, że to przeplatka maturna a jego kategoria nadrzędna to euphydryas. Albo nie powie, że kwiatuszek żółty sobie rośnie tylko dziewanna, co zawiera polisacharydy i na przeziębienia z chrypką najlepsza. Tak wszystko rozpoznać potrafi.
Może gadać będziemy o życiu, że zmienia się co rusz i nie ma co tej zmiany się obawiać. O tym ile ziemskie dni magii w sobie posiadają, pod warunkiem, że dostrzegać się ją zechce. Albo o zupie, że wiosną z pokrzywy najlepsza. O bezradności sobie opowiemy, smutku, co od czasu do czasu do życia wpada i pytać siebie będziemy co jeszcze w nas samych niezauważone. Byle niezbyt długo w ciemnym się zanurzać.
Może Kasia liściem olszyny do rozmowy się włączy, może w oczach spłoszonej sarny zobaczymy Jej blask? Chociaż znając Ją to prędzej bocianem przyleci, który może narobić nam na głowy. Żeby śmiesznie było i by w zbytnią nostalgię nie popadać. Żeby do smutku nie dopuścić. Chociaż przecież smutek też potrzebny czasem. Mówi nam, czego jeszcze źeśmy w sobie nie ukochali. Bo przecież żyć nam potrzeba. By zadania swoje na ziemi wypełniać. Potośmy tu zeszli może, by doświadczać, uczyć się, wzrastać. Jedni dość szybko z własną robotą się uwiną, prymusami na tym uniwersytecie życia są, innym więcej czasu potrzeba. Każdy swój, dany mu czas najlepiej wypełnia. Jedni wcześniej skafandry swe porzucają a inni jeszcze w stuletnim ochoczo po Ziemi kroczą. Kasia piękny ten skafander dostała. I widocznie wszystko to co miała na Ziemi do zrobienia, zrobiła. I może wcale nie żal Jej było tak wcześnie go porzucać? Może zamieniła go na piękną suknię z mgły? Jeden o drugim czasem ze smutkiem powie: ooo wziął i umarł. Mógłby jeszcze długo żyć przecież. A umarł. Mógłby. Dla wielu serc największym pragnieniem byłoby, by na Ziemi został najdłużej. Bo kochamy i z tej miłości chcemy zatrzymać. Czyż nie największą miłością jest puszczenie? Niczym ptaka, co ze zwichniętym skrzydłem długo żył a teraz skrzydło mocne i do wielkich przestrzeni go rwie. Do wolności. Jak kochasz najmocniej to najlepszego chcesz. Jeśli tym najlepszym są nieodkryte przestrzenie i wysoki lot. To może puścić trzeba? Mimo obawy, że tęsknota cię strawić może a żal w klatce rozpaczy zamknie i klucz w pizdu wyrzuci.
A jeśli śmierć to iluzja?
Może tam, nad tą wiejską rzeką Kasia liściem olszyny do nas przemówi i we wzroku sarny Jej szukać będziemy. Bocianem nadleci, wiosennym wiatrem się uśmiechnie. Będąc Wszędzie i Nigdzie jednocześnie. Poczujemy Ją w nas. W każdej z nas. Byśmy tak samo jak zeszłej wiosny pod rękę, we trzy, razem ścieżką życia szły.

P.S Kasiu i Ewo, Siostry me dwie. Jestem Wam wdzięczna, że tak jak i ja słowa dotrzymałyście.