Słowa prosto z lasu

Jarosław

Bo to podła kanalia jest. Nielubiany we wsi przez nikogo. Nie poznałam jeszcze takiego co powiedział, że sympatyczny, pogawędzić z nim można albo pracę człowieka uszanuje. Zakała taka, że wszystko potrafi poniszczyć, chociaż niby taki, wielki budowniczy z niego. Z resztą zaufania to on jeszcze u nikogo nie uzyskał. Nikt takiego z własnej woli na podwórko nie wpuści. Ludzie cuda wymyślają, by tylko z wizytą nie przyszedł. Te oczka takie kaprawe, ślepy jaki czy co, że jak już wlezie to na nic nie patrzy. Lawendy dopiero co posadzonej nie zauważy, jaśminu, który jeszcze dobrze się nie ukorzenił też nie. We wsi mówili, że Grażynie zza rzeki to którejś wiosny w rododendrony wlazł pod osłoną nocy. Po cholerę tam go poniosło, dziada podłego?

Traf chciał, że zeszłej jesieni sąsiadki się uczepił. Kobita bogu ducha winna. Nic złego nikomu nie zrobiła i tak ją tym intruzem pokarało. Spać po nocach nie mogła, bo ten domy sobie w pobliżu postanowił budować, apartamenty nawet. Ponoć po szesnaście pokoi w jednym domu, korytarze jak w pałacach największych. I na co mu tyle? Jeden, by mu nie wystarczył? Gdyby na tym jednym poprzestał, to nikt by we wsi do niego pretensji nie miał. Stać go, niech ma apartament z korytarzem. No, ale jak on tyle tego nastawiał, to zagrożenie jest, że i kuzynów nasprasza, rodzinę całą. A wtedy to już spokoju sąsiadka nie zazna. Cała wieś spokoju nie zazna. Bo to ta sama krew, to i rodzina smykałkę do budownictwa posiada. Jeszcze ścigać się będą, jeden przez drugiego, kto szybciej wybuduje, kto lokum ładniejsze a kto sypialni więcej i tych przeklętych korytarzy.

W głowę sąsiadka zachodziła, skąd on się w lesie wziął i czemu jej osobę tak sobie bardzo upodobał. Gołym okiem widać było, że menda, kobicie chciała życie uprzykrzyć.

Jedni mówili, że zza granicy przybył. Inni któregoś lata pod gruszą go widzieli, pewnie na wczasach przebywał. Sąsiadka twierdzi, że on jednak chyba tutejszy, w tej wsi, na tej ziemi urodzony. W sumie to nie takie ważne skąd , istotą rzeczy jest, że podły i żyć w jego pobliżu trudno. Człowiek tu by chciał ze wszystkimi w zgodzie, spokoju, z radością …a tu trafi się taki i bądź tu dobry. Chciałoby się cały świat kochać a tu się nie da. Nienawiść aż w żyłach buzuje.

Po nocach sąsiadka nie spała, snując plan jak tu cholernika wypędzić tam, skąd przybył. Najlepiej jakby ze wsi wyjechał i ślad po nim zaginął. Samej siebie sąsiadka nie podejrzewała, że drzemie w niej taka ciemna strona jej uosobienia. Bo widać było, że ze wszystkimi w zgodzie żyje, przyrodę kocha, ptaszkom ziarna podsypuje, w upalne dni wody im do misek nalewa. No a jego zdzierżyć nie mogła. Jak tylko temat na podłego zszedł to w niej jakby cała ciemna moc się zbierała. Ale na udry jednak iść z nim było jej nie w smak. Wydobywała z siebie ostatki cierpliwości i myślała: w końcu to istota przez boską moc stworzona. A, że podła to insza inszość. Może coś się tam komuś nie udało.

Zatem sąsiadka po rade do nas przyszła: jak żyć? Po tym jak delikwent piaskowiec na tarasie zaczął jej rujnować. Mścił się najwyraźniej, że zeszłej wiosny nagadała mu, co sadzi o jego działalności budowniczej i developerskiej.

Któregoś wieczoru, siedliśmy w trójkę przy stole: sąsiadka, małżonek mój i ja, ona herbaty świeżej naparzyła i debatujemy, jak tu intruza skutecznie wypłoszyć. Czy jakie pismo do gminy napisać? Czy może gdzie wyżej, może Urząd Marszałkowski co by doradził? Bo do prezydenta w takiej sprawie to chyba jednak nie wypada.

Małżonek mój w zdumienie nas wszystkich wprawił, bo okazało się, że potajemnie języka we wsi zasięgnął, że ponoć delikwent kotami znacząco gardzi. Zatem od razu zrodził się pomysł, by kocią sierść mu do domu podrzucić, to jest szansa na wyprowadzkę. Zaraz jednak nachodzi nas myśl, że tyle on tego nabudował, że nie wiadomo, w którym lokalu obecnie przebywa. Wszystkie koty we wsi trzeba by połapać i sierści wyczesać, by tyle surowca pozyskać, żeby na te wszystkie jego apartamenty starczyło. To może gnojówką z pokrzywy te słynne korytarze mu zalać. Śmierdzi to niemiłosiernie a taki to smrodu nie lubi. Delikatny ponoć. Tu też jak kulą w płot, bo jak zaraza jedna, ubezpieczona to raz dwa chałupę odbuduje i jeszcze ze dwa pokoje dostawi.

Byli tacy, co mówili, by radio włączone pod ziemią zakopać. Ogłuszy podliznę, spakuje manele i pójdzie. No, ale jaką stację ustawić, nie wiadomo czy informację lokalne czy bardziej ze świata irytować go będą, czy może bardziej prognoza pogody? Jaka muzyka nie w jego guście jest?

Sąsiadka już całkiem nadzieje straciła, że kiedykolwiek spokoju zazna i strat w roślinności i własnym układzie nerwowym nie będzie miała. Zatem gromadnie żeśmy uradzili, że ostatnią deską ratunku jest przyjąć stan rzeczy taki jaki jest. W sumie człowiekowi w każdej dziedzinie to spokój zapewni. Imię budowniczemu nadać, pokochać, akceptacją otoczyć i postarać się jakoś wspólnie w zgodzie egzystować. Każdy przecież na świecie potrzebny, choćby i zbędny zupełnie się wydawał.

Na te pokojowe słowa, wspomniany osobnik wyłonił łeb z najnowszej swojej budowli i rzekł najserdeczniej:

– I to jest najlepsza myśl Wioletko. Co do imienia dla mnie, to poznajmy się, bardzo mnie jest przyjemnie: Jarosław-kret jestem.

P.S Jarosław jest postacią autentyczną. Żyje, mieszka u sąsiadki, ma się dobrze i tak naprawdę mamy dla niego dużo sympatii. Staramy się dostrzec pozytywy jego obecności: spulchnia ziemię i wyjada robaki. Jest tematem rozmów niezliczonych. Kochamy go za to, że jest. Oświadczam jednocześnie, że moim zamiarem nie było niszczenie reputacji żadnego żywego stworzenia😉😉😉